wtorek, 26 listopada 2013

Grzegorz Wełnicki: Jedyne co potrafię to robić zdjęcia, więc krzyczę dzięki temu medium

Manila. Onyx / Fot. Grzegorz Wełnicki

- Przygotowując się z Wojtkiem Tochmanem do wydania książki "Eli, Eli", mieliśmy świadomość, że wywoła ona kontrowersje, bo choć jest piękna, to bardzo trudna. Traktuje o problemach, z którymi współczesny świat nie umie sobie radzić, więc często udaje, że one nie istnieją. Naturalnie, przekraczamy pewne granice, ale właśnie po to, by ten stan rzeczy zmienić - mówi Grzegorz Wełnicki, autor zdjęć.

Jak się zdobywa zaufanie ludzi tak głęboko doświadczonych przez los, że pozwalają obcemu fotografowi z Europy wejść w swoje życie. W ciągu dwóch lat spędzonych na Filipinach zrobiłem tylko 18 zdjęć. To nie jest oszałamiający wynik (śmiech – przyp.red.), ale wynika z mojego sposobu pracy. Nie potrafiłbym jak newsowiec przyjechać, zrobić setki zdjęć bez żadnych emocji i wyjechać. Ja jadę do tych ludzi, przede wszystkim dlatego, że chcę się z nimi spotkać, a nie „zrobić materiał”. Oczywiście, jeśli wszystko się tak poskłada, że zdjęcia jednak powstaną – to świetnie, ale ja nie muszę z nimi wrócić. Nikt tych zdjęć u mnie nie zamawia. Po przyjeździe bardzo długo w ogóle nie korzystam z aparatu. Żyję z ludźmi, rozmawiam, przygotowujemy razem posiłki. Poznaję tamtejszą społeczność, a ona mnie, bo to budowanie więzi działa w obie strony. Decyzję o zrobieniu zdjęcia też podejmujemy wspólnie i tylko wtedy, gdy obie strony tego chcą. Ja się u nich po prostu dobrze czuję, a zdjęcia są w pewien sposób dodatkiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz